Nika |
Wysłany: Śro 15:58, 12 Wrz 2007 Temat postu: Zagubiony pies |
|
No więc dzisiaj w szkole MartaS wypełniła formularz i jest teraz członkiem KPZ:) Więc już jako dwie członkinie KPZ poszłyśmy popołudniu z Fuksem na spacer do parku. Bawiliśmy się z psem na łące no i zdziwiło nas, że taki szary, jakiejś niezidentyfikowanej rasy, pomarszczony pies (suczka) biega luzem przez około pół godziny po całym parku widocznie czegoś szukając. Od razu domyśliłyśmy się, że szuka właściciela, a tego nigdzie nie było widać. Postanowiliśmy obserwować suczkę (oczywiście od razu założyliśmy, że będzie to akcja KPZ i że jeśli złapiemy suczkę, to KPZ będzie miało za zadanie odszukac właściciela), ale ta po kilku rundkach dookoła parku wyleciała w stronę rynku. Na rynek jest zakaz wstępu z psami więc nie mogłam tam pójść z Fuksem i tylko Marta poszła, ale w tym czasie pies rozpłynął się niewiadomo gdzie. Pomyślałyśmy, że mógł wrócić do parku i zaczęłyśmy wypytywać ludzi czy czasem jej nie widzieli. Kiedy Marta pytała kolejnego przechodnia zobaczyłam jakąś kobiedę trzymającą w ręku różową smycz fleksi i wołającą "Maksia!" Od razu pomyślałam, że to właścicielka no i poleciałyśmy do niej i powiedziałyśmy wszystko co wiedziałyśmy. Ona powiedziała, że psiak pewnie poleciał do domu i ruszyła w stronę rynku, a my z powrotem na łączkę. Po chwili znowu zobaczyliśmy tego psa jak gonił za wiewiórkami. Teraz wiedziałyśmy jak się nazywa więc próbowalyśmy go przywołać, ale był zbyt zajęty no i zaczął biec, a my bałyśmy się, ze go zgubimy więc spuściłam mojego psa (pozbawionego agresji dyplomatę) no i Fuks podeciał do tamtego, ale on się widocznie wystraszył (widać, że nie był socjalizowany:/) no to przywołałam Fuksa i spowrotem go wzięłam na smycz i dałam Marcie, a do psa próbowałam podejść osobiście. Niestety pies był za mocno wystraszony i na nic zdały się sygnały uspokajające itp bo warknął tylko i zaczął uciekać więc dałam sobie spokój i zaczęłam obserwować gdzie biegnie. Nieźle się nabiegałam, aż Maksia w końcu złapała trop i poleciała w stronę, w którą wcze sniej poszła jej właścicielka. Poleciałam dalej za psem, bo teraz wybiegł na ulicę, ale on dobrze wiedział gdzie ma biec i wleciał brosto w objęcia swojej właścicielki (po przebiegnięciu porego kawałka drogi). Byłam padnięta, ale cieszyłam się, że psina znalazła panią. Może trudno to nazwać akcją bo niewiele pomogłyśmy, no ale napisałam o tym tutaj. |
|